Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie istniało wczoraj jeszcze po za obrębem gronka kilku malarzy. A otóż oni rzucają to hasło, oni to więc zakładają szkołę... Dobrze więc i ja tak chcę. Niechaj będzie szkoła otwartego powietrza!
Jory uderzał się ręką po kolanie.
— Kiedyż ja ci to mówiłem! Byłem pewny tego. że ich zmuszę artykułami memi do akceptowania tego faktu, tych kretynów! Teraz nie damy im już spokoju!
Mahoudeau opiewał zwycięztwo również, powracając wciąż w rozmowie do swego posągu, którego zbytnie śmiałości wyjaśniał i tłumaczył Chaine’owi, co sam jeden słuchał go w milczeniu; Gagnière z zawziętością bojaźliwych, których raz pchnięto w oderwaną teoryę, mówił o gilotynowaniu Instytutu; wszyscy unosili się, zapalali i Sandoz przez sympatyę pełnego zapału pracownika i Dubuche, ulegając ogólnej zarazie swych rewolucyjnych przyjaźni, rozprawiali, uderzali w stół pięścią, zdało się, że pochłoną chyba Paryż w każdym łyku piwa. Jeden tylko Fagerolles zachował swój zwykły uśmieszek. Poszedł z nimi, ot, aby się zabawić, dlatego, że znajdował niesłychaną przyjemność w popychaniu ich do fars, które miały wziąć zły obrót. Smagając szyderstwem umysły ich buntownicze, w duszy tymczasem postanawiał sobie silnie pracować odtąd w kierunku Szkoły, aby otrzymać rzymską nagrodę; dzień ten wpłynął stanowczo na je-