Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sło, aby odwrócić się od niej coprędzej; kiedy Krystyna tymczasem, zarumieniona mocno, powstawała z sofy. Szybko ubrała się napowrót, nagle ogarnięta febrycznem drżeniem, przejęta wzruszeniem takiem, że zapinała haftki stanika krzywo, podnosząc kołnierzyk i zsuwając mankiety tak, by ani odrobiny swej skóry nie pozostawić odkrytą. I była już ubraną, owiniętą szczelnie w futro, odwrócona wciąż do ściany, nie mogąc się zdecydować na spojrzenie mu w oczy. On jednak podszedł do niej i przez chwilę patrzyli na siebie, wahający, dławieni wzruszeniem, które nie dozwalało im mówić jeszcze. Byłże to smutek, smutek jakiś niezmierny, bezwiedny i bez nazwy? Bo powieki ich nabrzmiały łzami, jak gdyby popsuli sobie życie, jak gdyby nagle dotknęli głębi nędz ludzkich. Wówczas, rozrzewniony i przejęty głęboko, nie mogąc znaleźć nic, nawet podziękowania, pochylił się i ucałował jej czoło.