Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którą opowiadano sobie na ucho, historyę o tajemniczej, a jedynej miłości, jaką doktór żywił ku pewnej damie, teraz już nieboszczce. Opowiadano sobie, że pielęgnował ją z całem poświęceniem, nie śmiejąc nawet ucałować końców jej paluszków. Do tej chwili, do lat niemal sześćdziesięciu, nauka i wrodzona bojaźliwość oddalały go od towarzystwa kobiet. Można było przecież spostrzedz, iż dzięki temu zachował serce tkliwe i pełne ognia, mimo siwizny.
— A ta nieboszczka, ta, którą opłakiwano?
Tu urwała; głos zaś drżał i powieki się zaczerwieniły, choć niewiadomo z jakiego powodu.
— Sergiusz widocznie jej nie kochał, skoro pozwolił jej umrzeć?
Pascal, zdawało się, w tem miejscu się ocknął, jakiś dreszcz nim wstrząsnął, gdy ją z powrotem spostrzegł idącą obok niego, tak piękną, tak młodą, z prześlicznemi oczyma, pełnemi ognia czystego, na które duży kapelusz rzucał cień lekki. Coś niedocieczonego zajmowało równocześnie myśl obojga; to samo westchnienie wydarło się z ich piersi. Nie wzięli się ponownie pod ręce, lecz szli osobno, choć tuż przy sobie.
— Ach! moja najdroższa, wszystko to byłoby bardzo ładnem, gdyby ludzie zawsze nie mięszali się i nie psuli. Albina umarła, Sergiusz zaś jest teraz proboszczem w Saint-Eutrope, gdzie mieszka pospołu z siostrą swą Dezyderyą, dzielnem stworzeniem; szczęśliwa, jest idyotką napoły! On sam — to człowiek święty, nigdy nie miałem o nim innego wyobrażenia... Można przecież być mordercą, a zarazem służyć Bogu.