Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/548

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zostawia, przestraszona widokiem zbliżającego się nowego wieku, żywiąca życzenie gorące, by nie pójść za daleko, a rzucić się raczej w tył, Klotylda czuła się szczęśliwą że posiada równowagę i zamiłowanie do prawdy, pogłębione dzięki rozmyślaniu nad niepoznawalnem.
Jeżeli sekciarze uczeni dobrowolnie skracają widnokrąg, by się ściśle trzymać zjawisk dotykalnych, Pascal pozwolił jej, istocie dobrodusznej i prostej, aby także zajmowała się i tem, czego nie wiedziała i czego nigdy się nie dowie.
I w razie, gdyby credo Pascala tworzyło istotnie wniosek logiczny całego dzieła, wieczne zagadnienie życia pozaświatowego, które ona wciąż jeszcze łączyła z niebem, otwierałoby wobec rodzaju ludzkiego wrota nieskończoności, wobec, rzecz prosta, rodzaju ludzkiego, idącego ustawicznie naprzód.
Potem zawsze trzeba się uczyć, zgadzając się już z tem, iż się nigdy wszystkiego nie pozna, a czyż się nie równa chęci życia, życiu samemu owo zwątpienie wieczne i nadzieja wieczna?
Nowy szmer, jakby podmuch wiatru, który przeleciał, jakby pocałunek czuły, złożony na jej włosach, nakazał się Klotyldzie uśmiechnąć. On był tutaj z pewnością wszelką.
I wszystko u niej w ten sposób wywoływało czułość niezmierną, nadpływającą zewsząd, a podtrzymującą jej istotę.
Jaki on był dobry i wesoły, a jakąż miłość bliźniego posiadał dzięki swej namiętności do życia!