Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poświęciła dla niego dobre imię; ale czyż to nie na niego kolej zrozumieć, iż tak młoda kobieta nie może kochać starca, dla którego w głębi serca odczuwa jedynie litość, oraz wdzięczność.
Pora więc już nagląca uwolnić dziewczynę od tych starczych miłostek, skutkiem których została ona skalaną, odepchniętą przez społeczeństwo, ponieważ nie jest ani matką, ani żoną.
A nadto skoro Pascal nie posiada możności zapisania jej nawet choćby skromnego majątku, to należy się spodziewać, iż postąpi jak człowiek uczciwy to jest znajdzie w sobie siłę do rozłączenia się z kochanką, by zapewnić jej szczęście, póki jeszcze istnieje odpowiednia do tego sposobność.
Wreszcie na końcu listu widniało zapewnienie, że złe prowadzenie się zawsze ostatecznie bywa karanem.
Pascal zaraz po przeczytaniu kilku pierwszych zdań odgadł, iż ów list bezimienny wyszedł z pod pióra jego matki. To jest, właściwie stara pani Rougon podyktowała go komuś; ale sposób wyrażania się tak zgadzał się z jej zwykłą metodą przemawiania, że Pascalowi przy czytaniu brzmiał poprostu jej głos w uszach.
Podczas czytania przecież zaszła w nim zmiana stanowcza. Zaczynał czytać, uniesiony i drżący od gniewu; gdy skończył, pobladł, a zęby dzwoniły mu od strachu; miotał nim dreszcz, który od niejakiego czasu napadał go co chwila.
List miał słuszność, wyjaśniał mu bowiem dokładnie wszystkie jego zgryzoty, a nawet ukazywał mu na źródło owych zgryzot. Tem źródłem była jego starość,