Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

porównać ze sobą. Ramond — zwykła to u niego rzecz — wyglądał wspaniale, prawdziwy był z niego doktór, ulubieniec kobiet; wieczny uśmiech na ustach; włosy krucze i kruczy bujny zarost dodawały niemało uroku temu doskonale zbudowanemu mężczyźnie, który dochodził właśnie do pełnego rozwoju sił. Pascal, acz odmiennie piękny, nie potrzebował atoli lękać się z nim porównania Włosy siwe, broda srebrzysto-biała podnosiły czerstwość jego cery; twarz ta, okolona tym bujnym zarostem zyskiwała jeszcze dzięki piętnu półrocznych cierpień, świeżo przeżytych. Może te boleści robiły go nieco starszym, lecz oczy miał zawsze dawniejsze, a więc prześliczne, czarne, żywe, jasne, szczere, prawdziwie dziecięce i młode.
W tej chwili nadto twarz Pascala była uosobieniem takiej słodyczy nadzwyczajnej, oraz takiej bezmiernej dobroci, że Klotylda utkwiła w nim uporczywie swe oczy, w których promieniała nawzajem nieograniczona czułość. Zapanowało milczenie przelotne; dreszcz oczekiwania wstrząsnął tą trójką ludzi.
— A więc... moje dzieci — zaczął z prawdziwem poświęceniem Pascal — wiem, iż chcecie z sobą porozmawiać... Ja również mam robotę tam na dole, wrócę niebawem...
Tu oddalił się, rzucając im na pożegnanie uśmiech.
Skoro tylko Pascal zamknął za sobą drzwi, Klotylda, otwarta i szczera, jak zawsze, natychmiast zbliżyła się do Ramonda, wyciągnęła ku niemu ręce, ujęła jego dłonie i zatrzymując je, zaczęła mówić: