Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlaczego pan mówi mi takie rzeczy?
— Dlatego, dzielna kobieto, że właśnie ciebie podejrzywam o napakowanie w ową, dobrą, małą łepetynę okrągłą, trzeźwą i tęgą historyj z innego świata, a wszystko przez twoją pobożność...
Tutaj obie kobiety porozumiały się spojrzeniem.
— Och! panie, wiara jeszcze nikomu nie zaszkodziła... A jeżeli ktoś nie wyznaje tych samych przekonań, lepiej o tem nie rozmawiać. To wiadomem.
Nastało milczenie kłopotliwe.
Było to jedyne nieporozumienie, które wywoływało niekiedy starcia wśród tych osób tak zgodnych i żyjących tak umiarkowanie. Martyna miała lat dwadzieścia dziewięć, była więc o rok starszą od doktora, gdy wstąpiła do obowiązku u niego, młodego lekarza, świeżo rozpoczynającego praktykę w Plassans, w małym, wesolutkim domku nowej dzielnicy. A gdy w trzynaście lat potem Saccard, jeden z braci Pascala, przysłał mu z Paryża swą siedmioletnią córeczkę Klotyldę po śmierci żony, w chwili zawierania powtórnych ślubów, ona to zajęła się wychowaniem dziewczęcia, prowadząc je do kościoła i wlewając nieco pobożności, którą zawsze się odznaczała. Doktór, umysł potężny i tolerancyjny, pozwalał im wierzyć wedle upragnionej modły, gdyż nie czuł prawa wzbraniania komukolwiek szczęścia pod taką postacią, jaką tenże za najlepszą dla siebie uważał. Dopiero później objął naczelny kierunek wykształcenia synowicy, wpajając w nią ideje dokładne i zdrowe o całym porządku wszechświatowym. W taki więc sposób żyli razem, wszystko troje, od lat szesnastu, ukryci w zaci-