— Ależ, matko, jesteś niesprawiedliwą, gdyż zgoła nie masz słuszności. Wierzyłem zawsze w skuteczność, oraz konieczność prawdy. Prawdą jest, że nie taję nic zgoła, ani o innych, ani o sobie; robię zaś to dlatego, że wierzę niezachwianie, iż mówiąc wszystko, postępuję drogą jedynie dobrą... Przedewszystkiem, owych dokumentów nie przeznaczyłem na widok publiczny; są to poprostu moje notatki osobiste, z którymi rozstać się byłoby dla mnie rzeczą nader bolesną. Następnie, jestem pewien, iż nie tylko te jedne papiery przeznaczacie na spalenie: oto chcielibyście także rzucić w ogień wszystkie inne moje prace, nieprawdaż? Ja zaś wcale sobie tego nie życzę, czy mię rozumiecie? Nigdy, póki żyję, nikt tutaj nie zniszczy ani skrawka rękopisu.
Lecz wnet pomiarkował się, że mówi za dużo. Widział, jak już matka się do niego zbliża, przyciskać go zacznie do muru i zmusi do nader okrutnego wyjaśnienia.
— A więc — zaczęła — idźmy już aż do końca, powiedz otwarcie, co masz nam do zarzucenia... Tak jest, mnie naprzykład, cóż możesz zarzucić? Czyż nie wychowałam was nader starannie wśród trosk rozlicznych? Och, jakże długo szczęście nie chciało się uśmiechnąć! Jeżeli dzisiaj znajdujemy się w niezłem położeniu, to zasłużyliśmy na nie w pocie czoła. Ponieważ byłeś świadkiem wszystkiego, a zarazem wszystko pchasz do swoich papierów, możesz sam najlepiej zaświadczyć, iż rodzina nasza więcej oddała usług innym, aniżeli odniosła wzamian za to zysków. Bez nas Plassans dwukrotnie znalazłoby się w ładnych opałach. A przecież to zupełnie zrozumiałe, że pobudziliśmy niechętnych i zazdrosnych do tego stopnia,
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/153
Wygląd
Ta strona została przepisana.