Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wołała, aby go uprzątnięto, nie chcąc tracić ani chwili czasu w poszukiwaniu.
Cabuche, Pecqueux i Misard pracowali przy niej.
Seweryna utraciła siły do tego stopnia, że nietylko nic pomódz, ale nawet na nogach utrzymać sie nie mogła. Usiadła na jakimś odłamku wagonu.
Misard, odzyskawszy przytomność, pomagał spokojnie, obojętnie, unikając trudniejszych wysiłków i zajmując się przedewszystkiem przenoszeniem rannych i trupów. I on także, jak i Flora, przyglądał się tym twarzom nieznanym, niewidzianym nigdy, jakby chciał poznać, czy w tym tłumie znajduje się ktokolwiek z owych tysięcy, które przez przeciąg lat dziesięciu przesunęły się pod jego oknami.
Flora poznała jednego. Był to ów amerykanin, z którym rozmawiała wówczas, gdy pociąg stanął tu wśród zaspy śnieżnej. Misard podniósł go i ułożył obok innych zmarłych.
Gdy dostano się do wagonu pierwszej klasy, ujrzano widok rozdzierający. Jakieś młode małżeństwo, niedawno zapewne po ślubie, leżało przygniecione w ten sposób, iż ona dusiła go swą osobą, a sama ruszyć się nie mogła, przyciśnięta kasą żelazną, która tu wpadła, z sąsiedniego służbowego przedziału.
On stracił już zupełnie przytomność, ona zaś, mając twarz i usta wolne, wzywała ratunku nie dla siebie, lecz dla niego, aby go czemprędzej z pod niej wydobyć.
Uwolniono ich nareszcie. Po kilku chwilach ona wyzionęła ducha, skaleczona śmiertelnie w skroń uderzeniem spadającego żelaza, — on zaś odzyskał wkrótce przytomność i, oszalały z bólu i straty po-