Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w trupa swej matki, nic jednak przed sobą nie widziała.
Potarła ręką czoło, myśli pierzchły jak mgła za podmuchem wiatru i ujrzała zwłoki, oświetlone żółtym płomieniem świecy.
Matka jej nie żyła. Czyż ma odjechać, pójść do zagrody Ozila, poślubić go? On ją tak kochał możeby przy nim była szczęśliwą? Cała jej istota wstrząsnęła się na myśl podobną.
Nie, nie!... Jeżeli jest dość słabą i pozwala żyć tamtym dwojgu, żyjąc sama, w każdym razie będzie o tyle silną, aby nie łączyć się z człowiekiem, którego nie kocha. Nie... nie!... lepiej pójść w świat, pomiędzy ludzi, wynająć się do służby byle nie to!...
Hałas jakiś niezwyczajny dobiegł do jej uszu. Domyśliła się wkrótce, co oznacza. Misard kopał łopatą ziemię ubitą w kuchni i nie pokrytą podłogą.
Szukał tak zawzięcie pieniędzy ukrytych, gotów dom cały rozwalić. O... z nim takżeby nie została!... Cóż jej więc pozostaje.
W tej chwili przeszedł pociąg mieszany z Paryży. Maszyna jego, ciężka i sunąca się powoli, wprawiła dom cały w febryczne drżenie.
Flora odwróciła głowę, spojrzała przez okno na niebo pogodne, zasiane gęstemi gwiazdami.
— Trzecia... jeszcze pięć godzin do pociągu, którym będą jechali.
I znów się zamyśliła. Widzieć ich tak co tydzień, razem, szczęśliwych!... a!... to przechodzi jej siły.
Od chwili, gdy wiedziała, że Jakób do niej należeć nie będzie, wolałaby, aby nie żył, w ten sposób przynajmniej nie należałby do nikogo.
Spojrzała na zwłoki matki. Boleść po jej utra-