Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W dziesięć minut potem dążył już drogą do Croix-de-Maufras. Z mieszkania wyszedł oknem, które zostawił uchylone, aby przez nie powrócić, nie będąc spostrzeżony.
O dziewiątej przybył przed dom odludny, stojący w pobliżu toru kolejowego.
Noc była ciemna. Ani jedna gwiazdka nie oświetlała frontu szczelnie zamkniętego.
Uczuł w sercu uderzenie bolesne, jakby przeczucie nieszczęścia, które się tam za chwilę spełnić miało.
Stosownie do tego, jak ułożył się z Seweryną, rzucił trzy razy małym kamyczkiem w okiennicę pokoju czerwonego, następnie przeszedł na drugą stronę, gdzie wkrótce otworzyły się drzwi, umieszczone w tylnej części domu.
Zamknąwszy je za sobą, szedł krokiem cichym, poomacku, gdyż schody nie były oświetlone.
Dopiero na górze, przy blasku lampy, stojącej na rogu stołu, zobaczył łóżko rozebrane, ubranie młodej kobiety, rozrzucone po krzesłach, i ją samą, rozebraną, w koszuli, z nogami bosemi z włosami rozpuszczonemi, związanemi nad głową wstążką niebieską.
Stanął jak skamieniały.
— Co? już się położyłaś?
— Naturalnie, tak będzie najlepiej. Przyszła mi myśl doskonała. Skoro on nadejdzie, a ja pójdę otworzyć mu, tak jak jestem, nie będzie się niczego domyślał. Powiem mu, że mam straszną migrenę, Misardowi już powiedziałam że jestem słaba. W ten sposób będę mogła śmiało twierdzić, że nie wychodziłam wcale z pokoju, gdy go jutro rano znajdą tam na drodze.