ciemne punkta go pociągały, interesowały, chociaż nie starał się ich wyjaśnić.
Ta myśl właśnie go zajmowała, odkąd siedział na ławce, przy niej, tak blisko, że czuł ciepło jej ciała.
— W majątku — odezwał się — to rzadkość módz tak siedzieć, jak w lesie.
— O! — rzekła — jak tylko słońce jest, to bardzo przyjemnie.
A sama myślała też, że chyba chłopiec ten musiałby być bardzo głupim, ażeby nie odgadnąć, że oni są winni.
Zanadto mu się narzucali, zanadto garnęła się do niego, nawet w tej chwili.
Podczas więc milczenia, przerywanego czułemi słowami, śledziła jego rozmyślania.
Gdy oczy ich się spotkały wyczytała z nich, że zapytywał sam siebie, czy tą czarną masą, którą widział na nogach ofiary, nie była właśnie ona?
Co czynić, co mówić, ażeby go związać węzłem nierozerwalnym.
— Dziś rano — dodała — bardzo było zimno, kiedy wyjeżdżaliśmy z Hawru.
— Nie mówiąc już — rzekł — o deszczu, który nas zmoczył.
W tej chwili Seweryna powzięła nagle natchnienie.
Nie rozumowała, nie rozmyślała: był to popęd instyktowny z głębi jej inteligencji i serca, bo gdyby się namyślała, nie powiedziałaby nic.
Lecz czuła, że tak będzie bardzo dobrze, że, tak mówiąc, zdobędzie go zupełnie.
Delikatnie ujęła go za rękę i spojrzała na niego.
Kępy drzew zielonych zasłaniały ją przed oczyma przechodniów na sąsiednich ulicach; słyszeli tylko daleki turkot powozów, zgłuszony w tej słonecznej
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/9
Wygląd
Ta strona została przepisana.