dział nam, że otrzymał jakąś depeszą... Zagwizdano, prędko wsiedliśmy znów do swego przedziału, gdzie tym razem, przeciwnie, nie zastaliśmy nikogo, bo wszyscy nasi towarzysze podróży pozostali w Rouen, co nas bynajmniej nie zmartwiło... I oto wszystko, wszystko, nieprawdaż, moja droga?
— Tak, to wszystko.
Opowiadanie to, jakkolwiek tak zwyczajne, sprawiło silne wrażenie na słuchaczach.
Wszyscy mieli usta otwarte.
Pan Cauche, przestawszy pisać, wywoła! ogólne zdziwienie, zapytując:
— I jesteś pan pewnym, że w przedziale z panem Grandmorrinem nie było nikogo?
— O, co do tego jestem pewien zupełnie.
Dreszcz przebiegł po zebraniu.
Tajemnica, która się tworzyła, przejmowała strachem, każdy czuł ziębnięcie skóry.
Jeżeli podróżny był sam, któż go więc zamordował i wyrzucił z przedziału, o trzy mile dalej, przed samem zatrzymaniem się pociągu?
W ciszy, jaka zapanowała, usłyszano złośliwy głos Filomeny:
— No, to zabawne.
Roubaud, czując, że mu w twarz patrzy, spojrzał na nią, kiwnął głową, jakby chciał także potwierdzić jej zdanie.
Przy niej spostrzegł Pecqueux’a i panią Lebleu, którzy także kiwali głową.
Oczy wszystkich zwrócone były w jego stronę, spodziewano się jeszcze czego innego, chciano wydostać z niego nowe jeszcze szczegóły, szczegóły zapomniane, które rozjaśniłyby tajemnicę.
W tych spojrzeniach gorąco ciekawych nie było jednak żadnego oskarżenia; a jednak jemu się
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/111
Wygląd
Ta strona została przepisana.