Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to wiadoma rzecz, że ja za niemi wcale nie przepadam, prawda? A jeżeli o nich mówię, to dla dobra księdza proboszcza... Powiadają, że jestem zazdrosna. A ja marzę o tem, żeby tam kiedy księdza poprowadzić. Będąc ze mną, nie potrzebowałby się ksiądz proboszcz bać, że zgrzeszy... Chce ksiądz?
Odsunął ją z twarzą spokojną, mówiąc:
— Nic nie chcę, nic nie wiem... Na jutro wypada suma. Trzeba będzie ołtarz przygotować.
Odchodząc dodał z uśmiechem:
— Nie trzeba się o mnie troszczyć, moja poczciwa Teuse. Silniejszy jestem, niż się wydaję. Wyleczę się sam.
I oddalił się z miną pewną siebie, wyprostowany, zwycięzki. Jego sutanna ocierała się o rosnące wzdłuż ścieżki cząbry z jakimś łagodnym szelestem. Teuse, która stała jeszcze na tem samem miejscu, wzięła zrzędząc swoją miskę i łyżkę drewnianą. Żuła między zębami jakieś słowa ruszając co chwila ramionami.
— Zucha to udaje, myśli że jest z innej gliny ulepiony, niż wszyscy ludzie, dlatego że jest proboszczem... Co prawda twardy jest. Dla innych i tyle nie trzeba było. A ten zdolny jest zdeptać sobie serce, jak się zadeptuje pchłę. To jego Pan Bóg daje mu taką siłę.
Wchodziła do kuchni, gdy spostrzegła księdza Moureta, stojącego przed wrotami dziedzińca przy kurnikach. Dezyderya zatrzymała go, by zobaczył