Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czorem alkowa jest tak gorąca, że w końcu będę sypiał na kanapie.
Albina podniosła palec do ust, szepcząc:
— To ta umarła — wiesz — ta co żyła tutaj.
Poszli węszyć po alkowie, żartując, w duchu bardzo poważni. Z pewnością zapach alkowy nigdy nie był tak drażniący. Ściany zdawały się jeszcze drżące od muśnięcia sukniami naperfumowanemi. Posadzka zatrzymała wonną słodycz atłasowych pantofli porzuconych przed łożem. A na samem łożu na drewnianem wezgłowiu, Sergiusz upatrywał odciśnięty ślad drobnej rączki, która pozostawiła tu niepozbyty zapach fiołków. Teraz ze wszystkich mebli wstawało pachnące widmo zmarłej.
— Patrz, oto fotel, na którym musiała siadywać — zawołała Albina. — Czuć jej ramiona na oparciu.
I usiadła sama, powiedziała Sergiuuowi, aby ukląkł dla ucałowania jej ręki.
— Pamiętasz, jak to któregoś dnia przyjęłam cię mówiąc: „Witaj, drogi panie“... Ale na tem się nie kończyło, prawda? On całował jej ręce, kiedy zamknęli drzwi... Oto są moje ręce. One są twoje.
I próbowali rozpocząć znowu dawne swoje zabawy, aby zapomnieć o Paradou, którego głos wielki słyszeli, coraz mocniejszy: aby nie widzieć malowideł, aby nie uledz rozmarzeniu tej alko-