Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wcale — potwierdził brat Archangiasz. Musi mieć szesnaście lat. Rośnie jak bydlę. Widziałem ją biegającą na czworakach w gęstwinie jednej od strony Palud.
— Na czworakach — szepnęła służąca, obracając się do okna z niepokojem.
Ksiądz Mouret chciał wyrazić pewną wątpliwość, ale braciszek uniósł się.
— Tak, na czworakach! I skakała jak dziki kot, z podkasanemi spódnicami, pokazując uda. Żebym miał strzelbę tobym mógł powalić. Zabija się zwierzęta, które milsze są Panu Bogu... Zresztą rzecz wiadoma, że ona co nocy przychodzi miauczeć wkoło Artodów. Ma ona miauczenie ciekającej się łajdaczki. Już tej gdyby jaki mężczyzna wpadł w szpony, nie zostawiłaby mu pewnie kawałeczka Który na kościach!..
I wystąpiła cała jego nienawiść do kobiet. Uderzeniem pięści stół poruszył, krzyczał zwykłe swoje obelgi:
— Dyabła w sobie mają. Cuchną dyabłem; dyabłem cuchną nogi ich, ręce, brzuch, wszystko... To to właśnie oczarowuje głupców.
Ksiądz przytakiwał głową. Gwałtowność brata Archangiasza, gadatliwa tyrania Teuse, były jakby chłostą, jaką często rozkoszowały się jego ramiona. Z jakąś pobożną radością pogrążał się w pospolitość, między te ręce pełne prostaczego grubiaństwa. Zdawało mu się, że spokój niebiański dajsię osiągnąć tą pogardą świata, tem znikczemnie-