Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto ciało jednego z naszych ludzi — rzekł głosem, zdławionym przez gniew — znalezione dziś rano na brzegu rzeki. Musimy dać surowy przykład! dlatego też liczę na to, że mi pan dopomożesz w odszukaniu mordercy.
— Zrobię, czego pan zażąda — odparł młynarz ze zwykłą swoją flegmą. — Nie przyjdzie to jednak z łatwością.
Oficer nachylił się, aby odwinąć połę płaszcza, przysłaniającą twarz zabitego. Ukazała się okropna rana. Żołnierz ugodzony został w szyję narzędziem, które dotychczas w ranie tkwiło. Był to nóż kuchenny z czarną rękojeścią.
— Spojrzyjcie na ten nóż — rzekł oficer do Merliera, — może on się nam przydać w poszukiwaniach.
Starzec drgnął zlekka. Zapanował jednak nad sobą natychmiast i odrzekł z całkiem spokojną twarzą:
— W naszej okolicy wszyscy tu mają takie same noże... A może waszemu żołnierzowi sprzykrzyła się wojna i sam sobie tak zrobił?... Któż to może wiedzieć?...
— Milczeć! — zawołał oficer z furyą. — Nie wiem doprawdy, co mnie jeszcze wstrzymuje od puszczenia z dymem całej tej waszej wsi przeklętej!
Na szczęście wybuch tej irytacyi przeszkodził mu zwrócić uwagę na wyraz twarzy Franciszki,