Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się, by dręczyć go wspólnemi siłami. Właśnie ci, których najgoręcej ukochał, najsilniej dali mu się w znaki. Jeszcze wczoraj był tak szczęśliwy! Rok, zmierzający do kresu, przygotował dlań słodycze, jakich przedtem nie zaznał. Ale nagle, niespodzianie ujrzał się zepchniętym z wymarzonej wyżyny. I kto go zepchnął? Jerzy do współki z Joanną!
Od czasu do czasu uspokajał się. Potem jednak rozpierało mu znowu krtań łkanie, a zabójcze myśli przeciągały mu szaloną burzą po głowie. Pytał, co ma uczynić? Zwierz wściekły, co kły wyszczerzał w jego głębi, sani się zagryzał, nie wiedząc, na kim ma wywrzeć swą wściekłość.
Z kolei owładnęło nim bezgraniczne uczucie wstydu; bezsilny gorżkiemi zalewając się łzami, bliski był zupełnego wyczerpania. Jego ciało uspokajało się zwolna; słuchał powolnych, melancholijnych uderzeń serca, które uskarzało się już całkiem pocichutku na tę swą niedolę.
Daniel spuścił zasłony; nieznośnem stało się dlań światło dzienne. Wśród ciszy, wytężonemi oczyma wpatrywał się w mroki. Łzy przestały płynąć, opuściła go gorączka; nerwy zapragnęły wypoczynku.
I oto zdołał się nakoniec zupełnie wyrwać ze sfery ludzkiej, wzlecieć na wyżyny bezwzglę-