Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Do późna w nocy, błąkał się po parku, nie zważając na zimno przejmujące i wilgoć, która unosiła się w postaci gęstej mgły w powietrzu. Po rozpyczy nadeszło oszołomienie z którego wyrwał go dopiero ranek. Powiedział sobie Daniel, że niema już tu nic robić; walka skończyła się — jego pogromem. Jakoż istotnie wyjechał, wyprzedzając na kilka godzin powrót gości do Paryża.
Dwa miesiące spędził w zupełnym odosobnieniu. Raz jedyny pojawił się w pałacu przy ul. D’Amsterdam, by panu Tellier podziękować za życzliwość, jakiej doznawał z jego strony.
W przeddzień ślubu wyjechał nad morze. Tam błądząc po wydmach z rozpaczą w sercu doszedł do przekonania że mimo klęski doznanej nie śmie Joanny opuścić.
Wszak mówiła umierająca jej matka: „Gdyby wyszła za mąż za złego człowieka, to walcz dalej w jej obronie. Z trudem tylko znosi kobieta brzemię samotności i trzeba szczególnych starań, by pod tym ciężarem nieupadła. Cokolwiek zajdzie, nie opuszczaj jej.“
Nazajutrz rankiem wybrał się Daniel do Paryża z powziętą już decyzją. Tak! On i nadal nie zaniecha walki o szczęście Joanny.