nasłuchały o tem, jak to się robi, że zabawa szła im doskonale. Więc Marysia była Karolką, Franuś — Kubą, Ludwinka — matką Karolki, Hanusia — swatką, a Agniesia pierwszą druchną panny młodej. Najpierw do matki Karolki przyszła swatka i pytała: — Nie macie tu jałóweczki na sprzedaż? a wtedy matka odpowiadała. — Jest, jest, prosimy do izby! — co znaczyło, że w chacie jest dziewczyna na wydaniu. Swatka wchodziła do izby i strasznie chwaliła Kubę ile to on ma gruntu, a ile koni, a ile krów, a jak go w domu pobożnie chowali, jaki z niego będzie gospodarz i pytała, czyby Karolka za niego nie poszła? Matka się zgodziła i Karolka też, i Kuba był bardzo uradowany i jeszcze przed ślubem przyszedł odwiedzić swoją narzeczoną ze ślicznym bukietem przypiętym do kamizeli. Tylko ze ślubem był kłopot, bo nie miał kto być księdzem, więc dzieci uradziły, że ślub się zrobi kiedyindziej, a tymczasem urządzi się wesele. Wzięły druchny pana młodego między siebie i każda tańczyła z nim po kolei i śpiewała piosenki, jakie której do głowy przyszły. Więc Ludwinka zaśpiewała mu śpiewkę, którą pierwsza druchna śpiewała na weselu Kuby, a którą im dziś rano powtórzyła mama:
Strona:PL Zofia Rogoszówna - Wesele Kuby.djvu/24
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.