Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I gdy leżą tak pokotem,
gdzieś z zachodniej nieba strony,
z wielkim szumem i łopotem
nadleciały dwa gawrony.

Większy spytał się mniejszego
(bo to gawron był i wrona),
— Czyś słyszała co nowego,
żonko moja ulubiona?

Wrona na to: — Kra! kra! kra!
jest nowina jedna zła,
lecz nie powtórz jej nikomu:
dzieci majstra
pokryjomu
wyszły z dom
Nie wróciły na południe.
Wilk je może
pożarł w borze,
albo wpadły w jaką studnię.
Majster rwie na głowie włosy,
matka szlocha wniebogłosy,
bo już pewność jest niezbita,
że z urwisów majstra kwita!