Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/227

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Rzekł, — Demela, lekko na koń wsiada;
    Jeździec ręką wpół kochankę chwyta,
    Pędzi konia... wzrokiem ognisk bada...
    I drży... a koń, jeździec i kobieta
    Kłębem dymu, jak chmurą owiani,
    Falą ognia, jak piekłem ścigani,
    Umykają z największym pośpiechem.
    Wtem — wiatr z ognisk takim żarem wionął,
    Że duszącym objęty oddechem
    Padł koń drugi i ducha wyzionął.


    ∗                              ∗

    Jeździec groźno wzniósł oczy do nieba,
    Twarz mu dzikim pałała wyrazem. —
    «Luba!... luba!... tu się rozstać trzeba!...
    «Śmierć już blizko!... umierajmy razem!»...
    I zbłąkany wzrok topiąc w jej lice,
    Dodał głosem największej żałości:
    «Oh!... już nigdy, nigdy nie nasycę
    «Ani zemsty, ani mej miłości!...»


    ∗                              ∗

    Jak dwie wierzby przy jednym strumieniu
    Gałązkami ujmą się, pochwycą...
    Tak młodzieniec z stepową dziewicą,
    W tem ostatniem, smutnem uściśnieniu,
    Pocałunkiem usta do ust zlali;
    Duch się z duchem, tchnienie zbiegło z tchnieniem
    Pocałunkiem i tem uściśnieniem
    Tu — na całą wieczność się żegnali.


    ∗                              ∗