Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szcze jeden dawny kolega i przyjaciel pański, którego nie pamiętamy; koniecznie chcą się z panem widzieć i nas tu w tym celu przystali. Znajdują się tu niedaleko w lesie lubowieckim. Sami pana zawieźć nie możemy, bo nie chcemy na siebie zwracać uwagi przez częste kręcenie się na jednem miejscu, ale tu przyjdzie leśny z Lubowca, Kamiński, który pana zaprowadzi.
Po odjeździe owych panów, Gustaw biedził się z myślami co robić. Ciekawość, żeby się rzetelnej prawdy dowiedzieć i zobaczyć dawnych kolegów uniwersyteckich, przemogły nad radami chłodnego rozsądku. Poszedł więc w kierunku Lubowca i niebawem spotkał Kamińskiego, który mu się przedstawił jako dawny wojskowy i oświadczył, iż ma polecenie zaprowadzić go do pana dowódcy. Kiedy weszli w las lubowiecki i zwrócili się w gęstwinę, Kamiński kazał Gustawowi ukryć się w gąszczu, gdyż ujrzał zdala jakichś ludzi, sam zaś poszedł naprzód by się dowiedzieć, kto są oni, a powróciwszy oznajmił, iż są to właśnie partyzanci, co przyszli do bagienka po wodę. Był to Zawisza z Aksamitowskim: obaj mieli pistolety za pasem. Przywitawszy się z Zawiszą jako kolegą uniwersyteckim, Gustaw poszedł z nim w las, a wodę ponieśli Kamiński i Aksamitowski. Po półgodzinnej drodze, stanęli w obozie w lesie chrostkowskim, w miejscu najbardziej oddalonem od wszystkich mieszkań ludzkich. Kamiński miał tę ostrożność, że obierając schronienie dla oddziału