Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdziebyśmy wieku młode uniesienia,
I wyobraźni ognistej marzenia,
O świecie wielkim, o uczuciu tkliwem,
Świętej przyjaźni mogli spiąć ogniwem.
Niech dusza, duszę — myśl za myślą goni,
Gdy dłoń nie może ścisnąć bratniej dłoni.

Błogie, dziecinne, szybko zbiegły chwile,
Kiedy wesoły, pod piastunki okiem
Biegłem za fraszką, albo rączym skokiem,
W zawody z wiatrem, ścigałem motyle.
Płochy, jak motyl — z uśmiechem dziecięcia
Świat cały w drobne tuliłem obięcia,
A świat się do mnie uśmiechał radośnie;
Bom namiętności nie znał, ni uniesień,
Które tak lube w młodzieńczych lat wiośnie,
Często nam życia zatruwają jesień.
Luby wiek minął, jak senne marzenie,
Tylko mi słodkie zostawił wspomnienie.

Jako młodzieniec, — wyobraźni loty,
Z błoń ziemi, w przestrzeń skierowałem nieba,
Marzyłem wdzięki niebiańskiej istoty,
A serce puste, szukało zajęcia.
Błysnęły oczki lubego dziewczęcia
Blaskiem aniołów zstępujących z nieba;
W sercu osiadły — rozkosz i zgryzoty.
Chwilka słodyczy, — cierpień długie lata,
Gdzie serce biło, — pustka, odrętwienie;
Gdzie róże kwitły, — cierń gałązki splata;
Oto miłości przekwitłej, — wspomnienie,