Ponieważ to nie było nic niepodobnego dla Marykity, która największą niedorzeczność była gotowa zrobić, aby zapobiedz temu, użyłem wszelkich morałów, przedstawiając jej niewłaściwość czegoś podobnego, zwłaszcza w miejscu publicznem. Ale był to groch na ścianę. Skoro powóz zbliżył się tak, że miał nas mijać, a donna Izabella wychyliła się z niego, by się lepiej przypatrzyć mojej towarzyszce, Marykita nagle zwróciła się do mnie, objęła za szyję i w twarz głośno pocałowała.
— O! teraz jestem pewna, że ona pęknie ze złości.
I zaczęła się śmiać z całego serca.
Donna Izabella poruszeniem tylko głowy starała się objawić mi swoje niezadowolenie.
Zgromiłem Marykitę ostrymi wyrazami i zapowiedziałem, że się rodzicom poskarżę.
— Nie potrzeba — rzekła — ja im to sama opowiem.
I nim doszliśmy do ławki, na której siedziała doktorowa, już zdaleka zaczęła matce opowiadać całe zdarzenie.
Naturalnie, matka zgromiła ją za to, a Marykita przez jakiś kwadrans zdawała się być skruszona, i na tem się skończyło.
Następnego dnia żebraczka, która często dom nasz odwiedzała, doręczyła mi kartkę, naznaczającą schadzkę na dzień następny w miejscu umówionem.
Spodziewałem się tego, i stawiłem się punktualnie na czas oznaczony. Zastałem już donnę Izabellę bardzo elegancko ubraną, ale z daleko mniejszą kokieteryą, niż poprzednim razem. Przypuszczałem, że zacznie się od wymówek, ale nie. Przyjęła mnie tylko daleko chłodniej, niż zwykle, i dodała, że, mając przed paru dniami wiadomość od Manueli, czuła się w obowiązku udzielić mi jej.
— Czy pan znasz pismo Manueli? — spytała.
Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/120
Ta strona została przepisana.