Strona:PL Zieliński Grecja niepodległa.pdf/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tam, w Enoi — mówi — zdążycie sobie wszystko odbić.
Jedziemy dalej. Jako Efezyjczyków, mile uderza nas czystość ducha greckiego w religji. Spotykamy po drodze święte drzewa, przeważnie jawory; na nich wiszą wota: lalki, wstęgi, tyrs, marmurowa płaskorzeźba z wyobrażeniem Dyoniza lub nimfy; głaz, który niegdyś spadł z Pentelikonu, lub, jak opowiadają, został rzucony ręką Pallady w giganta Enkelada, w bitwie bogów z gigantami; i na nim wiszą też takie same wota, a w zagłębiu głazu znajduje się święty olej. Jest też wiele świątyń, kapliczek herosów, nimf lub Kefiza. Od tego wszystkiego mile ciepło spływa na duszę; przez cały czas czujemy się pod opieką bogów greckich. U nas w Efezie jest to samo, lecz prócz tego jest wiele barbarzyństwa, im dalej od miasta, tem więcej.
Nareszcie jest Enoa. Chłopaki wiejskie już zdaleka nas zobaczyli; poznawszy swego dobroczyńcę Artemidora, pobiegli zawiadomić Komarchidesa; on wyszedł na spotkanie. Oświadczamy mu, że zanocujemy w miejscowej oberży, lecz Komarchides nie chce nawet słyszeć o tem.
— Goście Artemidora — mówi — są moimi gośćmi.
Nie upieramy się; prawdę mówiąc, szanowna Glika słynie z wszelkich cnót, tylko nie z czystości. Komarchides prowadzi nas do siebie.
Chata Komarchida na oko mało się różni od chat innych zamożnych wieśniaków. Jest to dwupiętrowy budynek kamienny; na pierwszem piętrze (parterze) tylko jedne drzwi— szerokie, dwuskrzydłowe — przerywają powierzchnię białej ściany; na wyższem jest kilka okien, częścią otwartych, częścią zamkniętych na drewniane okiennice. Przed drzwiami na lewo znajduje się słup kamienny, na pół wzrostu ludzkiego; widziałem takie często i w Atenach; jest to symbol Apollina Agijeusza (Agyieus), t. zn. opiekuna ulicy. Na samej ścianie na prawo i na lewo są wymalowane dwa wielkie obrazy, oczywiście nie przez Polignota i nie przez Zeuksysa;