Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On z głębi swéj istoty, z zakątków jakiegoś mauzoleum, dobywa odpowiedź:
— Po co pytać? po co psuć sobie rzeczywistość? chwytajmy z teraźniejszości to, co się wziąć da...
Milknie, nagle urażony w jakąś moralną ranę, którą to słońce, te słowa, ten wąwóz, pełen akacyi i paproci, i ta jasno ubrana dziewczyna w nim budzą. Tecia milczy i, westchnąwszy lekko, idzie naprzód, idzie ciągle, usiłując ochronić sukienkę od przydrożnych cierni. Pod rondem kapelusza nie widać prawie jéj włosów. Jest mniejsza i drobniejsza niż Muszka, lecz stanik, uszyty bluzkowym fasonem, pokrywa dość zręcznie chudość jéj ciała. Tadeusz umyślnie zwalnia kroku i teraz już bez ogródki, skalpelem swą bliznę moralną rozdziera. Muszka-Tecia... czyż w gruncie rzeczy to, co w Muszce ukochał, nie było ową harmonią barw, linii, jasną gammą odcieni, dopełniających zasadniczemi tonami otaczających ją dekoracyi?
Oto teraz, Tecia, z brzydkiego pokoju, z nad maszyny przeniesiona w słońce i zieleń, ubrana w jasną i delikatną tkaninę, jest równie ładna, równie wdzięczna, jak hrabianka. Gdyby była lepiéj odżywiana i karbowała włosy, nie byłoby chyba wielkiéj różnicy. Pozostaje obejście i stopień wykształcenia. Tecia ma czasem bardzo niezgrabne ruchy, prawda; ale za to często tak ładnie, tak sympatycznie patrzy,