Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jéj nabierał pewnéj uczuciowéj nuty — stara, poczciwa Kettly...
I ręka jéj przesuwała się po łbie suki miękką, leniwą pieszczotą.
— Tam są inne jeszcze irlandzkie rasy, o!... Patry Molly, a tu Blackfield Spaniels...
Głos jéj stawał się coraz cichszy i niepewny. Osunęła się na przewróconą dnem kadź i pociągnęła ku sobie irlandzką sukę.
— Kettly!... Kettly!... — szeptała.
Tadeusz zbliżył się i przyklęknął z drugiéj strony jéj kolan.
— A ja?... — dopominał się błagalnie.
Ona, tak jak tam, na wybrzeżu morskiém w Concarneau, drugą rękę położyła na głowie Tadeusza. Harap leżał teraz na jéj kolanach, przecinając tkaninę jéj jasnéj sukni czarną linią. Część jéj ręki dotknęła twarzy Tadeusza.
I nagle Muszka pobladła jeszcze więcéj, źrenice jéj rozszerzyły się w niepomierny sposób, usta rozchyliły się, ukazując biel zaciśniętych zębów.
Nerwowym, gwałtownym ruchem odepchnęła od siebie psa i przyciągnęła mężczyznę.
— Kochany!... kochany!... — wyszeptała.
Tadeusz, zanim zdołał dotknąć jéj ust, jakaś jasna smuga przesunęła mu się przed oczyma. Psy zaczęły ujadać, jak szalone. Równocześnie Muszka z nadzwyczajną siłą odepchnęła go od siebie i, po-