Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pokoju, stała chwilę milcząca i niezdecydowana, patrząc z pewnym rodzajem obawy na zamknięte drzwi, prowadzące do pokoju syna.
Wreszcie podeszła cicho i zapukała dyskretnie:
Tadziu! ci państwo wyszli, możesz drzwi otworzyć!...
Drzwi otworzyły się teraz gwałtownie i ukazał się w nich Tadeusz, z twarzą krwią nabiegłą, drżący, i od progu krzyknął przeraźliwym głosem:
— Dlaczego mama wymówiła moje imię w obecności tych pań?..
Wielohradzka przerażona cofnęła się w stronę Teci.
— To przez nieuwagę.. — tłómaczyła się pokornym głosem.
Tadeusz postąpił kilka kroków naprzód. Był siny z gniewu. Dławił się wymawianemi wyrazami, bełkotał, jąkał się, wargi mu drżały jak w febrze.
— A czy mama wie? czy mama wie, jakie skutki straszne mogła na mnie sprowadzić ta nieuwaga? — zawołał, podnosząc w górę zaciśnięte pięście — czy mama wie, że gdyby mnie tu pani Orzecka i pani Pozbitowska zobaczyły, byłbym okryty śmiesznością i wstydem... i nic-by chyba nie pozostało, jak utopić się albo powiesić! Oto, o czem mama zapomniała!...
— Ależ!... — tłómaczyła Wielohradzka.
Lecz on przerwał jéj, rosnąc w gniewie, podniecając się coraz więcej: