Przejdź do zawartości

Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XVII.

I ciągle już potém Tadeusz miał minę żaka; który ukradł ołówek albo książkę swemu koledze.
Był zamało mężczyzną, aby tryumf, dokonany w biały dzień, w godzinę po wyjeździe męża, dodał mu odrazu szyku i pewności siebie. Zdawało mu się, iż jakiś ciężar legł na jego barkach i że lada chwila grozi mu jakieś straszne niebezpieczeństwo. O Muszce, o jéj namiętności myślał jak o potworze z zasłyszanéj dawno bajki, który się przed nim ujawnił nagłe i porwał go w swe szpony.
Biuralista, przywykły mimowoli do szacunku dygnitarzy, miał bezustannie na myśli Maleniego. Widział go ciągle olbrzymim, groźnym, imponującym i kurczył się o ile możności, aby temu wielkiemu panu miejsca ustąpić. Cały fakt owego „tryumfu” nad Muszką majaczył teraz w jego oczach, jak czarna plama. Co to było? Nie umiał sobie nawet zdać dokładnie sprawy. Pozostała mu tylko trwoga śmieszna, głupia, dziecięca.