Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Bodocka kiwa głową i stara się być dobroduszną.
— A no, to potańcujcie sobie, moi dobrzy ludzie!... — mówi, sadowiąc się na fotelu.
Charłupko kłania się nizko, nasadza z fantazyą czapkę na głowę i zwraca się ku orkiestrze.
— A no!... muzyka!... a ogniście! — woła ku galeryi.
Obejmuje w pół księżniczkę; za nimi szykują się do tańca inne pary. Wielohradzki daje pilne baczenie i szeptem wydaje komendę, przypomina, zachęca.
Nagle huczna przegrywka zmienia się w cichy akompaniament i Charłupko zaczyna śpiewać silnym, basowym głosem:

Sommes nous comme-ci, comme-ci, comme-ça,
Comme-ci, comme-ça, comme-ci, comme-ça,
Garçons de Cracovie, garçons de Cracovie![1]

Szmer uwielbienia przemienia się w szmer zdziwienia. To dziwaczne tłómaczenie popularnéj piosenki wprowadza w zdumienie mieszczaństwo. Lecz Charłupko uderza w podkówki, i wąż stubarwny, przystrojony delikatnemi skrzydłami muślinowych spódniczek, wije się po sali. Wszyscy tańczą jak ba-

  1. Alboż my to jacy tacy, jacy tacy, jacy tacy,
    Chłopcy krakowiacy!
    Tłómaczenie autentyczne (P. A.)