Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stare żydówki siedziały ciągle przed bramami domów lub na stopniach sklepów, odziane w perłowe bindy i z garnkami węgli, ukrytemi w fałdach szerokich spódnic.
Na środku ulicy krzyczały dzieci o płomiennych ustach i czarnych jak onyksy oczach. I tylko słońce teraz prawie znikło zupełnie i znaczyło się zaledwie bladą żółtą plamą. Po ziemi kłęby pary marzły i z liliowych robiły się sine.
W oddali, na rynku, na ratuszowym zegarze biła powoli czwarta godzina.