Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kryje mu cale czoło. Wełniane, bronzowe, w kratę, z pomarańczową barwą, rękawiczki angielskie, niezgrabne, powiększają mu dziwacznie ręce i przedłużają palce.
Nareszcie ustawił równo pary i teraz sam wchodzi w rząd, obejmując szczupłą talię trzeciéj panny namiestnikówny.
Chwila uroczystego milczenia, wreszcie glos Tadeusza wzbija się pod brudny i dawno nieczyszczouy sufit:
En avant! całe koło!..
Z szelestem jedwabnych spódnic i szuraniem nóg, pędzą tańczący i na komendę Tadeusza zatrzymują się w miejscu.
Jeden tylko Kafthan zatacza się jak pijany, co wywołuje głośny chichot Malewicza i złośliwe uwagi młodego Baworkowskiego.
Teraz dwójkami, czwórkami schodzą się i rozchodzą ciągle pod komendą Wielohradzkiego, który, zgrzany, z paltem rozpiętem, lata, biega, skacze, woła, piszczy, zaklina, żebrze prawie o trochę uwagi.
Z brwiami zmarszczonemi, z ustami zaciśnietemi słuchają go uważnie panowie i damy, czując całą ważność roli, w jakiéj publicznie wystąpić mają.
Godziny upływają za godzinami. Życie pędzi z bezpowrotną szybkością. Wielkie pytanie: co zro-