Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lona, włosy przyczesane i zlepione fiksatuarem. Światło kinkietów i świec, gorejących w kandelabrach wśród płaskich liści roślin, migoce błotnistemi plamami na powierzchni tych balzakowskich głów, Z ramion kobiet opadają suknie i rękawy olbrzymie, u łokci ściągnięte wstążkami. Gdzież talie prababek z tradycyonalną w pasie bransoletką? Włosy bramują twarze pasmami dziewiczemi, twarze pokryte kremem Simons’a i pudrem Sarah Bernhardt. Oczy, zafarbowane indyjskim błękitem, usiłują mieć romantyczny chłód i sztuczną egzaltacyę, lecz błyszczą nerwową żywością krwi szybko płynącéj.
I pod falami róż i bzu, które spadają, więdnąc, z gałęzi pająków, zaczyna płynąć w takt piosenki Carmeny cała farandola tych panów i pań, przebranych maskaradowo, komponujących swoje głowy, twarze, ciała — na wzór niedawno jeszcze wyszydzanych Lucyanów Rubeupre. To, co było brzydkie, teraz jest piękne, lecz właściwie teraz jest brzydkie, bo czysty i wypływający z warunków epoki styl zmodernizowany przez paryskich krawców i fryzyerów stracił swój kryształ i wdzięk, stając się brzydkim hermafrodytą.
Wielohradzki podaje rękę swéj tancerce i miesza się z całem gronem. Prześliczna blado-błękitna sukienka Dory Hohensteigen-Higmeringen, obramowana ciemnem futrem, lekkiemi fałdami gazy dotyka go, jak skrzydła olbrzymiego motyla. Księżniczka,