Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał coraz częściéj, wiedziony chęcią dokuczania istotom, mającym dla niego serdeczne uczucie w głębi duszy.
Patrzył na Tecię i w myśli powtarzał sobie:
— Płacz!... płacz!... dobrze ci!..
Patrząc tak, zdziwił się, jak wydała mu się małą, chudą i nędzną, siedząc z głową ukrytą, z linią grzbietu zarysowaną szarem płótnem stanika. I ogarnął go niesmak, gorycz, zniechęcenie. Ta cala scena nudzić go zaczęła. Szukał teraz w myśli, jakby ją obrócić w coś, co może mu dać nową summę wrażeń, i nie mógł nic znaleźć, zaczął się niecierpliwić i miał za złe Teci, iż umiała tylko płakać. Chciał kłótni, nerwowéj zamiany zdań, wyrzutów, gniewu — natomiast miał tylko letni deszcz łez. Ziewnął i wzruszył ramionami.
Dziewczyna ciągle płakała.
Tadeusz chciał wstać i odejść do swego pokoju, lecz ktoś do drzwi lekko zastukał.
Tecia porwała się z miejsca i wybiegła do przedpokoju. Po chwili powróciła, prowadząc za sobą dwie małe dziewczynki.
— Kto to? — zapytał Tadeusz.
— To małe Zimermana — odpowiedziała Tecia, nie patrząc na niego.
Dwie małe Żydóweczki, odziane w perkalikowe sukienki, dygnęły przed Tadeuszem, dygnęły przed