Dzięków ci tysiąc za list, za to żeś napisał, gdy ci się pióro wyślizgiwało z ręki, boś smutne miał serce. Biedny Stefan![1]. Pamiętam jak nieraz przychodził do mego nauczyciela. Jam w pierwszym pokoju, zgarbiony nad Euklidesem i przeklinający, ślęczał, a on wysoki, piękny, przesuwał się zawsze koło mnie, i milcząc wchodził do drugiego, gdzie mój straszny matematyk, król mój naówczas, mieszkał. Odtąd tej postaci wdzięcznej i poważnej nie oglądałem, ale błękitny wzrok został mi w pamięci. Cnotliwy człowiek i pełen miłości był; czyny swe uniósł z sobą i będą mu skrzydłami za grobem. Jak to ktoś powiedział:
Z gór, gdzie dźwigali strasznych krzyżów brzemię,
Widzieli zdała obiecaną ziemię,
Widzieli światło niebieskich promieni,
Ku którym w dole ciągnęło ich plemię,
A sami do tych nie wejdą przestrzeni!
Do życia godów nigdy nie zasiędą,
I może nawet zapomniani będą!
Stosuje się to najlepiej do tego ducha uleciałego. Bo takie duchy nie potrzebują nawet pamięci i sławy, mają coś lepszego: cnotę swoją!
- ↑ Stefan Witwicki, który umarł w Rzymie 19 Kwietnia 1847.