— Pięćset franków rocznie...
— Musisz mieć kieszeń dobrze nabitą?
— Trochę za drogo, ale lubię wygodę.
Zbieg z Troyes kłamał tak samo jak i Jarrelonge i ten ostatni nie dał się oszukać.
Tak rozmawiając dwaj nędznicy, doszli do ulicy Tocanier; weszli do domu i udali się do swoich pokojów. Jarrelenge zajęty jutrzejszą schadzką na ulicy Canettes, wstał o świcie i wyszedł wprzód, nim się Leopold obudził.
O godzinie w pół do dziewiątej, stukał do drzwi swego przyjaciela, złodzieja.
Ten ostatni spał snem głębokim i ranny gość musiał po kilka kroć pukać do drzwi aby go obudzić.
Nareszcie drzwi się uchyliły i Jarrelonge mógł przez próg przestąpić.
— Na dole słychać jak chrapiesz — rzekł. — Widać pracowaliście do późna!... Cóż, dobry był interes?
— Nie wspominaj mi o nim! odpowiedział przyjaciel tonem złego humoru; lepiej byłbym zrobił gdybym ci był wczoraj cacek pożyczył...
— Nie udało się?
— Nie można było nic zrobić.
— Jak to? Źle nas poinformowano... Za żaluzyami były żelazne okiennice.
Candy A! a! to nieszczęśliwie! Zatem gratka wam się wymknęła...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/953
Wygląd
Ta strona została przepisana.