Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/910

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doskonale... ponieważ jak przyjaciel, wiec jestem posłuszny...
Bandyta popchnąwszy drzwi, znowu się roześmiał bydlęcym śmiechem ludzi pijanych i zaczął mówić przez nos, naśladując Lantiera:
— A! jesteś zakatarzony! Więc mój kochany potrzeba ci lemoniady gorącej albo ziółek z mchu i jujuby... Co ty tam pijesz?
— Bardzo gorący grog amerykański...
— Podaj no mi butelkę z arakiem.
I Jarrelonge wyciągnął rękę, aby pochwycić flaszkę.
Leopold zamiast mu podać, szybko ją usunął.
— Hę? — rzekł Jarrelonge. — Co to jest? Odmawiasz mi kropelki?...
— Najzupełniej.
— A! ba, a to dla czego?...
— Boś już pił dosyć...
— Może i dosyć... — odparł pijak kwaśno. — Tak... dosyć... ale nie za wiele...
— I owszem, za wiele! i bardzo za wiele!... Dowodem zaś tego jest, że nie masz zimnej krwi...
— Nauki, papie?...
— Tak, lekcye, które jak się spodziewam, przypomnę ci o roztropności; Coś ty śpiewał na całe gardło idąc tutaj?
Jarrelonge przybrał zadowoloną minę.
— Com śpiewał? — powtórzył. — Piosnkę swojej kompozycyi, którą musisz pamiętać.