Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/727

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No bo tem lepiej! Dziś adwokatura prowadzi do wszystkiego.
— A tutaj — zapytał Paweł — kuleje, czy tak? — Zima ciężka i mój ojciec nie wiele zarabia?
Kasyer przygryzł usta.
— Co prawda, to kłamałby ten coby mówił inaczej.. — rzekł wahająco, — ale to długo trwać nie może i jak tylko mrozy ustaną, to my wynagrodzimy czas stracony.
Student odwrócony do okna, ujrzał jak ojciec mijał dziedziniec.
Musiał więc przerwać rozmowę, z której się spodziewał wydostać pewne użyteczne, wiadomości co do prawdziwego położenia interesów. Uścisnąwszy powtórnie kasyera za rękę wyszedł z biura i spotkał z ojcem.
Ten od ostatniej rozmowy Valtą, który się zamienił w jogo stryjecznego brata Leopolda Lantier, czuł się spokojniejszym i silniejszym.
O wspólniku Valcie powątpiewał.
Nie powątpiewał zaś o krewnym Leopoldzie, który pracował jednocześnie na swój rachunek i na jego i wskutek tego wlewał w niego nieograniczone zaufanie.
— Jakiż pomyślny wiatr sprowadza cię moje dziecię? — zapytał wyciągając do młodzieńca ręce. — Czyś przyszedł do mnie na obiad?
— Nie, ojcze... — odparł Paweł. — Czy ci nie powiedziano że przychodzę z ważną wiadomością...