— Panie Pawle, śniadanie czeka na pana... rzekła. — Lekarstwo dla panny Renaty jest gotowe i powinna je zażyć przed bulionem, który doktór dziś zrana przepisał.
Renata dała znak studentce aby przestąpiła próg i zbliżyła się do łóżka; uścisnęła ją za rękę, mówiąc wzruszonym głosem:
— Pozwól mi pani wypowiedzieć sobie z głębi serca, ile jestem wdzięczną za to wszystko coś pani, wraz z mężem, dla mnie uczyniła.
Słysząc te wyrazy z mężem, jasnowłosa Zirza zarumieniła się jak wiśnia i obróciła się do Juliusza, który szedł za nią i zdawał się również nieco zmięszanym.
Oboje uczynili Pawłowi wzrokiem zapytanie.
Znak porozumienia dał im wszystko zrozumieć.
— Wdzięczną, pani! — odpowiedziała żwawo Zirza, — a to za co?... Czyż to sobie w życiu nie powinniśmy dopomagać? Czuwałam przy twójem łóżku dwie czy trzy noce... i cóż wielkiego?!... Czybyś pani nie siedziała przy mnie gdybym była chora?...
— O! i owszem, z całego serca!...
— Widzisz pani, że to było pod warunkiem odwzajemnienia się!... Czysty egoizm! Jesteś pani przyjaciółką naszego przyjaciela Pawła, którego bardzo kochamy... Czy chcesz nas pani trochę pokochać?...
— Tak... tak... sto razy tak, chcę tego! — odpowiedziała córka Małgorzaty.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/710
Wygląd
Ta strona została przepisana.