Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lantier poczekał jeszcze kilka minut, wstali powrócił do okna, które znowu otworzył.
Machinalnie rzucił okiem na okna pensyonatu; — ujrzał że światło błyszczało przez szyby.
— Żeby one miały rozum i przy szły do okna, te małe, — szepnął więzień, — możnaby pomówić i porozumiéć się... Ale wieczorem one tego nie czynią... Tylko z rana pokazuj ukradkiem swoje ładne buziaczki... — W téj chwili z pewnością one o mnie nie myślą... czekajmy do jutra.
I wziąwszy piłkę zaczął znowu swą pracę.
Leopold Lantiar mylił się mówiąc:
— One o mnie nie myślą.
Paulinę Lambert, przyjaciółkę Renaty uderzył wzruszony ton jakim więzień wymówił te słowa:
— Jesteście panie szczęśliwa... Posiadacie najwyższe dobro... wolność! Ja jestem więźniem lecz Bóg mi świadkiem, żem nic nie zrobił, aby na taki los zasłyżyć!!
Słowa te brzmiały bezustanku w pamięci młodego dziewczęcia, przez dzień cały.
— Biedny człowiek; on mnie interesuje!... — powtarzała schodząc z Renatą.
Ta nic nie odpowiedziała.
— „Biedny człowiek“ o błyszczącym wzroku nie interesował jéj tak jak jéj towarzyszkę; — on ją nabawiał przestrachu.
Paulina przez cały dzień była roztargniona.
Kilka razy próbowała ona wszczynać rozmowę