Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumie się!
— Ach! dzięki Bogu!
— Nie ciesz się zbyt prędko... — Uprzedzam cię, że następstwa tego upadku są bardzo groźne...
— Ale ją ocalisz?...
— Mam nadzieję...
Syn Paskala Lantier pochwycił przyjaciela za rękę i silnie ją uścisnął.
Jednocześnie dwie grube łzy spływały mu po twarzy.
Studentka patrzała na Pawła z ukosa.
Ujrzała te łzy.
— Kocha ją! — pomyślała — ja się znam na tem... O! to się robi interesującem... — Ubóstwiam zakochanych!...
— Zapalcie ogień natychmiast... taki żeby możną wołu upiec! — mówił Juliusz. — Zirza, moja dobra dziewczyno, nakładź na łóżko kołder... — Idę na górę... — W swojej podręcznej apteczce znajdę materyały do sporządzenia potrzebnej mikstury...
I szybko wyszedł.
Podczas jego krótkiej nieobecności, Paweł i Zirza nie zamienili z sobą ani wyrazu.
Powrócił w kilka minut, niosąc flaszeczkę z przygotowanem lekarstwem.
— Łyżeczkę od kawy? — rzekł.
Student prawa wydostał z szuflady i podał mu przedmiot żądany.
Wiktor Beralle rozpalał ogień.