Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jego uśmiech nabawia mnie dreszczu — ododpowiedziała Renata.
— Dla czego? — nie ma w nim nic prócz wielkiéj słodyczy...
— Według mnie jest on przerażający... tak samo jak jego wejrzenie...
— Widzę że porusza ustami... będzie mówił... słuchaj...
Wistocie więzień przemówił:
— Jesteście panie szczęśliwe — rzekł zniżonym umyślnie a jednak wyraźnym głosem. Posiadacie najwyższe dobro... wolność... — Ja jestem więźniem, lecz Bóg mi świadkiem, żem nic takigo nie zrobił, aby na taki los zasłużyć...
— Biedny człowiek!... — szepnęła Paulina, — niewinny... wiedziałam dobrze o tém...
Po pensyi rozległ się głos dzwonka.
— Prędko... prędko... zamykaj prędko!! — zawołała drżąca Renata.
Paulina spiesznie zamknęła żaluzye, a potém okno i obie panienki wybiegły aby się połączyć z towarzyszkami wychodzącemi z sypialni i idącemi na modlitwę.
— Bardzo ładne, malutkie! — pomyślał więzień z kolei zamykając okno swojéj celi. Widok tych młodych osóbek daje mi chętkę do wolności!! Nie mają one srogiéj miny, szczególniéj brunetka. Gdybym zamyślał spróbować ucieczki, zaręczam, że nie odmówiłyby swojéj pomocy „biednemu niewinnemu“ prześladowanemu przez przeciwne losy!...