Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czył dozę i że umrze, lecz kryzys zmniejszyła powoli swoją siłę, rysy się wyciągnęły, słaby rumieniec spędził bladość z lica, oczy straciły niepokojącą nieruchomość, członki odzyskały giętkość.
Hrabia obtarł spocone czoło; — uśmiech rozjaśnił jego oblicze i rzekł zwykłym głosem:
— Koniec... aż do jutra...
— Niech mnie pan Bóg zachowa od patrzenia na drugą próbę!... — zawołał Lantier. — To okropne! — Musiałeś pan przed chwilą cierpieć jak potępieniec?
— Tak... to prawda. Przez kilka chwil dokuczające cierpienie przechodzi granice sił ludzkich i każę mi wzywać śmierci, ale to prędko przechodzi. Otóż czuję się daleko lepiéj... — Czuję coś nakształt, dobrobytu, i wzmocnienie sił... — Skorzystajmy z téj chwili i pomówmy o interesach... — Musiałeś odebrać mój list, skoro tu jesteś...
— Tak jest, kochany hrabio... — odparł przedsiębierca, któremu wyraz interesa przypomniał jego położenie.
— Prosiłem cię żebyś przyszedł, bo będąc pewnym, że mi już nie wiele czasu pozostaje do życia, chciałbym się na seryo z tobą porozumieć. — Trzeba aby pomiędzy nami, dopóki żyję, nie było nic dwuznacznego i żeby się nie mogło wyrodzić pomiędzy moją córką i tobą po mojéj śmierci. — Czy mnie zrozumiałeś?...
— Nie zupełnie... — Nie widzę nic dwuznacznego w naszych interesach. — Powierzyłeś mi pan milion, mający być zwrócony w ciągu lat pięciu, w ra-