Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdybym go chociaż była widziała... — powtarzała prawie bezwiednie, — gdybym go choć była uściskała... Niestety! niestety! on nie żyje! i ja go już nie ujrzę... nie uściskam...
Renata zaczęła przetrząsać szuflady, w których trzymała drobne przedmioty toaletowe i swoje skromne klejnoty panieńskie.
Wyjęła ztamtąd złoty medalion na aksamitnej wstążeczce i przycisnęła go do ust mówiąc:
— Pomimo boleści, która mnie przygniata, nigdy cię nie zapomnę drogi towarzyszu mojéj młodości! — Noszę cię oddawna, nie wiedząc, jakie do ciebie jest przywiązane wspomnienie, lecz cię kocham... — Zdaje mi się, że ty stanowisz część mojéj istności... zdaje mi się, że cię mi dała myśl czuła... że jesteś moją pociechą i nadzieją... — Kocham cię!
Znowu przycisnęła medalion do ust i zawiesiła go na szyi.
— Co to jest? — zapytała następnie znajdując w kącie szuflady papier skręcony i zmięty.
Wyprostowała go i przeczytała po cichu ze zmarszczonemi brwiami.
— To list pisany przez tego więźnia w noc ucieczki... — List tego człowieka, którego wzrok i spojrzenie mnie przestraszyły: — który ma w mojém życiu grać fatalną rolę, jeżeli się ziszczą moje przuczucia... — Ponura pamiątka, którą zachowam!...
Renata złożyła w ośmioro ów kawałek papieru i wsunęła go do przegródki swojéj portmonetki, zawierającej już jéj pensyonarskie oszczędności, —