Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spodziewam się, że wkrótce.
— Ah dobrze, bo nam się czas będzie wydawał bardzo długim.
— Prędko on przejdzie... — Mąż twój został Wyznaczonym nadzorcą pieczęci... — Możecie więc by spokojni, aż do objęcia majątku przez dziedzica naszego kochanego nieboszczyka, — ktokolwiek on będzie... — Bardzo jest prawdopodobném, że ten dziedzic zechce was zatrzymać u siebie... Takich jak wy sług, nie łatwo zastąpić. — Czekajcież więc cierpliwie... i z ufnością... ja wam powiadam...
— Niech cię Bóg wysłucha, pani Urszulo!... — szepnęła Franciszka z westchnieniem. — Sądzę, że pani masz słuszność, ale przyszłość, jest tak niepewna...
I żona Klaudyusza otarła zwilżone powieki.
Udajmy się teraz do cieplarni, do Leopolda Lantier.
Zbiegły więzień nie opuszczał swego punku obserwacyjnego i przez szyby cieplarni nie tracił ani na chwilę na dole oświetlonych okien.
Łagodne ciepło go ogarnęło. — Gryzł tabliczki czekolady i nie bardzo się niecierpliwił.
Nagle zadrzał.
Na dole zamku otworzyły się drzwi bocznej jakiś człowiek wyszedł z latarnią w ręku, poszedł ku stajni leżącej naprzeciw cieplarni i wyciągnął z wozowni mały powozik.
Był to stangret.
— A! a! — pomyślał Lantier patrząc na to co się działo na dziedzińcu... — przygotowują powóz za-