— Dobrą i zarazem złą... ale raczéj dobrą niż złą... nowinę żałobną...
— Robert Vallerand umarł? — zawołał Paskal.
— Zgadłeś pan od razu! — Tak jest umarł...
Przedsiębierca zrobił nagłe poruszenie.
Twarz jego stała się purpurowa i przybrała wyraz niewypowiedzianéj radości. Ręce mu drżały, oczy rzucały błyskawice.
— Umarł! — powtarzał jakby nieprzytomny. — Umarł, a majątek jego przenosi cztery miliony!... Ależ w takim razie jestem ocalony!... jestem bogaty!... Robert Vallerand nie miał prócz mnie, innych spadkobierców! — Majątek jego do mnie należy!
— Szcęściem, że pański kuzyn Leopold jest w Clairvaux i nie może upominać się o swój udział, bo byłby się z panem podzielił milionami... — zauważył zbiegły więzień.
— Leopold Lantier utracił swoje prawa, — odparł żywo Paskal, przekonany, że dożywotnie więzienie, tak samo jak ciężkie roboty na całe życie, pociągały za sobą śmierć cywilną; — ja sam tylko jestem spadkobiercą...
— Tak pan mniemasz?...
— Ja nie mniemam! — ją jestem tego pewny...
— A! jesteś pan tego pewny?... — mówił znowu Leopold tym samym szyderczym tonem, jak na, początku rozmowy. — Wstrzymaj się pan, panie Lantier!... — Pan nie jesteś jedynym spadkobiercą Roberta Vallerand!... Nawet pan wcale nim nie jesteś...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/173
Wygląd
Ta strona została przepisana.