— Siadaj najdroższa... rzekła do dziewczęcia, zawiozę cię na bulwar Malesherbes.
Honoryna zajęła miejsce w powozie Małgorzaty, usiadła obok niej i stangret naprzód uprzedzony, puścił konia, nie zadając żadnego pytania.
Powóz toczył się szybko.
Pani Bertin okrywała pocałunkami czoło i policzki swojej przyjaciółki.
— Zkąd wiedziałaś, żem miała dziś zostać uwolnioną? zapytała nagle hrabianka.
— Dowiedziałam się o tém, dwie godziny temu, w pałacu sprawiedliwości, dokąd zostałam wezwana przez sędziego śledczego.
— Więc wiedziałaś o powodzie mego uwolnienia? Ten człowiek, sędzia, który mnie dręczył, nie mógł wypuścić swojej ofiary bez ważnych powodów.
— Dostał dowód twojej niewinności.
— Dowód!... odparła panna de Terrys z goryczą. Czyż on mnie mógł uważać za winną?
— Uważał cię za nią.
— Uważał!... — powtórzyła panna de Terrys — z goryczą. Ten sędzia jest ślepy albo szalony!... Mówisz o dowodzie, który go przekonał... Jakiż to dowód?