— Uprzedzi go jutro bilecikiem... Niech że się pani bez zwłoki obliczy ze swoim żałującym dłużnikiem.
— Ja na palcach znam jego rachunek... Z życiem należy się tysiąc dwieście ośmdziesiąt siedm franków.
Opój wyjął z kieszeni pieniądze, które mu dał Leopold i rozłożył je na stole...
— Zapłać mamo sobie... — rzekł — bo teraz już mogę cię tak nazywać, hę?
Radość z niespodziewanego odbioru pieniędzy, uważanych przed dziesięciu minutami jako bardzo niepewne, kazała dobrej kobiecie zapomnieć o coraz więcej niewytłómaczonem spóźnieniu swego męża, zwykle tak akuratnego.
— No! a posag? — odparła ze śmiechem. — A o posagu zapominasz?
— Bądź mama spokojna... bądź spokojna... niedługo usłyszysz coś nowego... tak, coś nowego...
— Zobaczymy... I dokądże to jedziesz, pustaku?
— Do Lille... — pośpieszył z odpowiedzią Leopold, dając znak Ryszardowi.
— Napiszże przynajmniej. Donieś że się poprawiasz i robisz rozumnym pod względem trunków. To sprawi przyjemność Wirginii.
— Napiszę, mamo, przyrzekam że napiszę... Wirginia, biedna kotka... To jej sprawi przyjemność... Powiedz jej mama że ją ubóstwiam i że będę pracował dla jej szczęścia, dla naszego szczęścia...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1386
Wygląd
Ta strona została przepisana.