Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przedziła na drodze... To nawet rzecz pewna, bo bryczka stoi na dziedzińcu. Co to jest za kobieta i co oni mogą mówić do siebie?
Po tym krótkim monologu, — popchnięty łatwém do zrozumienia uczuciem ciekawości, — usiadł przy drzwiach.
Chociaż głos Roberta był osłabiony usłyszał albo raczéj odgadł to zdanie:
— Nie wołaj... nie wołaj... mam ci jeszcze coś powiedziéć...
Lantier podwoił uwagę, ale z początku ciekawość jego nie została zaspokojoną, gdyż po przytoczonych wyrazach zapanowała chwila zupełnego milczenia.
Wreszcie Robert wyszedł ze stanu odrętwienia, które go robiło podobnym do trupa.
Lekarstwo doktora Tallandier znowu wywołało swój skutek i nadało ubierającemu sztuczną żywotność.
— No... — mówił daléj głosem syczącym przez ściśnięte zęby. — Chcesz być pewną czy twoja córka żyje? Chcesz wiedziéć gdzie ona się znajduje?
— Tak!... o tak!... — odpowiedziała Małgorzatą, myśląc, że jéj dawny kochanek chciał się nad nią zlitować.
— A więc. ona żyje...
— O! niechaj Bóg bzie błogosławiony!! — przerwała wdowa składając z uniesieniem ręce.
— Ale — mówił daléj deputowany, — więcéj ci nic nie powiem... — Przed dziewiętnastu laty wy-